Wysokiej jakości słuchawkowy wzmacniacz lampowy
Helmut Becker i Michael Oberesch
Glass Audio 01-0-1988
Tylko nieliczni z nas mają okazję słuchać muzyki z głośnością porównywalną z jej oryginalnym wykonaniem. Nie dlatego, że brakuje nam odpowiedniego sprzętu, ale raczej to nasi sąsiedzi zmuszają nas do zmniejszenia poziomu głośności. Istnieją dwa rozwiązania tego problemu. Możemy albo przenieść się do mieszkania z dala od cywilizacji, albo skorzystać ze słuchawek. Druga opcja jest zdecydowanie tańsza i ma dodatkową zaletę: pod względem jakości dźwięku żaden głośnik nie może konkurować ze słuchawkami.
Większość producentów sprzętu stereofonicznego zdaje się ignorować fakt, że słuchawki należą do najlepszych przetworników. Prawie wszystkie wzmacniacze mają gniazdo słuchawkowe, ale to wyjście jest często w najlepszym wypadku niewystarczające.
Proste i jednocześnie kiepskiej jakości
Zwykle słuchawki po włożeniu wtyku do gniazdka łączą się równolegle z głośnikami, przy czym opcjonalnie głośniki można wyłączyć. Dostępne są zestawy słuchawkowe o impedancji od 8Ω do 2kΩ, ale zazwyczaj ze słuchawkami łączy się szeregowo rezystor o wartości około 300Ω. Takie podejście zapobiega przeciążeniu spowodowanemu zbyt wysokim napięciem na wyjściu głośnikowym o małej impedancji np. 8Ω. Po podłączeniu do zestawu słuchawkowego o wysokiej impedancji rezystor ten powoduje jedynie znikomy spadek napięcia.
Czytaj więcej: Wysokiej jakości słuchawkowy wzmacniacz lampowy
Wieloryb i słoń
(Zapraszam do zapoznania się do luźnego tłumaczenia artykułu wstępnego miesięcznika Glass Audio z 1997 roku dotyczącego placebo i audiofilizmu)
Choć słuchanie odtwarzanej muzyki może wydawać się jedynym obszarem oddziaływania, jestem prawie pewien, że istnieją dwa takie obszary. I nie chodzi tu bynajmniej o wpływ efektów pomieszczenia czy cech sali koncertowej, ale o umysł.
Ciekawą anegdotę przytacza lekarz Lewis Thomas, pisząc o swoim ojcu, który był także fizjoterapeutą. Starszy Thomas praktykował medycynę na Brooklynie w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku. W tamtych czasach medycyna była nadal w dużej mierze homeopatyczna i brakowało wiarygodnych, naukowych informacji na temat dostępnych leków. Brak ten był źródłem głębokiego i ciągłego niepokoju w jego walce z dolegliwościami pacjentów. Zauważył jednak, że chociaż niektórym pacjentom przepisywał leki niewiele więcej warte niż placebo, czyli środków bez dowodów skuteczności, stan pacjentów często się poprawiał, a sami pacjenci ostatecznie wracali do zdrowia.
Truizmem jest stwierdzenie, że w podstawowym sensie lekarze nie leczą ludzi. To ciało leczy ciało, oczywiście, z pomocą lekarzy, ale większość pracy wykonują przede wszystkim mechanizmy samego organizmu. To, co tutaj opisuję, jest bardzo dobrze udokumentowanym zjawiskiem: efektem placebo. Jego skuteczność zależy najwyraźniej od wiary pacjenta, że lek wyleczy jego dolegliwości. Czy uzdrowienie jest prawdziwe? To zależy od tego, kogo zapytasz.